czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 1 - Ryzyko popłaca

"Wszystko mi mówi, że niebawem podejmę błędną decyzję, ale czyż człowiek nie uczy się na własnych błędach? Czego los chce ode mnie? Żebym nie podejmowała ryzyka? Żebym wróciła, skąd przyszłam, nie mając nawet odwagi powiedzieć życiu "tak"?
Pisane przy piosenkach:
Bruno Mars - Marry You 
Clean Bandit - Rather Be feat. Jess Glynne
Nickelback - Lullaby
Olly Murs - Dear Darlin'


- Jesteś tego pewna? To niebezpieczna misja. Nie możemy sobie pozwolić na stratę tak ważnej dla nas osoby.
- Tak. Jestem pewna. Jeśli nie ja to kto to zrobi?
   W niewielkim gabinecie dyrektora w fotelu siedział starszy człowiek z siwą i długą brodą, przebrany w dość niecodzienne szaty. Nazywał się on Albus Dumbledore. Zawsze mówiono o nim jak o pogodnym i wesołym staruszku. Jednak teraz ten opis zupełnie się z nim nie zgadzał. Podkrążone oczy wskazywały na to, że nie spał od wielu dni, a szata leżała na nim luźno jakby była za duża. Jego twarz nie wyrażała nic dobrego. Zawsze opanowany patrzył teraz na drobną brunetkę przerażonym i zmartwionym wzrokiem.
- Tylko ja z Zakonu Feniksa nie uczyła się w Hogwarcie. To znaczy uczyłam się, ale w ciągu ostatnich dwóch lat nauki mnie nie było. - odparła opanowanym głosem dziewczyna uśmiechając się pocieszająco - Podobno wśród Śmierciożerców jest kilka byłych uczniów. Nikt oprócz mnie nie może tam pójść, a przecież potrzebujemy szpiega.
   Dumbledore spojrzał na nią z podziwem. Ta dziewczyna miała wiele odwagi. Chciała poświęcić się dla większego dobra. Po ostatniej udanej obronie Hogwartu Voldemort jednak przeżył i z każdą chwilą rósł na siłach. Nie mieli żadnego planu, a tym bardziej informacji. Było mu bardzo tej brunetki, ale musiała przyznać jej rację. Bez szpiega ani rusz. Z każdym dniem cofali się o krok kiedy Voldemort szedł o dwa do przodu.
- Dobrze Sophie. - westchnął głośno - Zostaniesz szpiegiem.
- Nie! - krzyknęła nie odzywająca się jak dotąd trójka.
   Harry wstał gwałtownie wywracając przy tym krzesło na którym siedział. Huk rozniósł się echem po całym pomieszczeniu jednak wszyscy to zignorowali.
- Sophi! A jak coś ci się stanie? Będziesz mieszkać wśród Śmierciożerców. Każdy może spojrzeć w twoje myśli i już będzie o wszystkim wiedział! - krzyknął.
   Sophie spojrzała na resztę przyjaciół szukając w nich wsparcia. Jednak się zawiodła. Hermiona cicho szlochała w chusteczkę na ostatnim krześle, a Ron tępo wpatrywał się w podłogę. Nie była zła na nich. Rozumiała ich zachowanie, ale jeśli nie zrobią chociaż jednego kroku do przodu wszystko może runąć i to dosłownie. Jest jedyną sobą której Śmierciożercy mogą nie poznać. Razem z Harrym, Ronem i Hermioną uczyła się w Hogwarcie, ale tylko do piątej klasy. Potem wróciła do Francji. Od dwóch lat jest w Zakonie i stara się pomagać jak najmocniej może. Jednak dobre chęci nie wystarczą. Teraz czuje, że może nadrobić stracone lata kiedy odeszła z Hogwartu. Jako jedyna z niewielu przeszła Mutarpus* z ogromnymi zmianami. Jej okrągła twarz zmieniła się na owalną, skóra znacznie zbladła i w krótkim czasie urosła niewyobrażalnie szybko. To niewiele jej nowych cech wyglądu. Uważa, że dzięki temu będzie mogła lepiej wtopić się w grono poddanych Voldemorta.
- Harry usiądź. - powiedział spokojnie dyrektor - Wiem, że to dla was trudne, ale to jest wybór Sophie. Nie możecie jej do niczego zmusić.
   Dumbledore machnął lekko ręką w stronę drzwi co reszta osób zrozumiała jako, że wyprasza ich delikatnie. Wszyscy wstali w ciszy i udali się w stronę drzwi.
- Sophie ty zostań. - odparł dyrektor zagłuszając dotychczasową ciszę - Musimy omówić szczegóły.
   Sophie odwróciła się. Uśmiechnęła się pocieszająco w stronę przyjaciół. Wiedziała, że to dla nich trudne. Harry, Ron i Hermiona ni jak skomentowali wypowiedź dyrektora. Wyszli nie zaszczycając ją ani jednym spojrzeniem. To ją zabolało. Usiadła nic nie mówiąc.
- Posłuchaj i nic nie mów póki nie skończę. - zastrzegł ją - Kojarzysz pannę Florence?
   Sophi delikatnie kiwnęła głową. Oczywiście, że ją kojarzyła. Zawsze kiedy ją spotykała wzbudzała ona w niej skrajne emocje, a zdarzało jej się to bardzo rzadko. Florence to starsza, ale bardzo energiczna kobieta. Ona wraz ze swoimi poddanymi nazywanymi Krwioczyńcami była po stronie zła. Jednak teraz przeszła na stronę dobra, ale tylko Zakon o tym wie. Cały świat uważa ją za groźnego wroga. Teraz jednak przebywa we Francji. Dzięki ci Merlinie!
- No dobrze. Jak wiesz nadal kontaktuje się ona ze Śmieciożercami. Dzięki temu mamy kilka informacji. Florence zgodziła się wysłać do nich wiadomość, że przyślę im tak zwany dar. Będzie nim jej najlepsza Krwioczyńca i to będziesz właśnie ty. 
   Sophie była zdumiona planem Dumbledore'a. Nie spodziewała się tak dobrego pomysłu. Jej zamiarem było błaganie Voldemorta, że chce zostać jego sługą. Wiedziała, że to nie był za dobry pomysł, ale zawsze to coś. Teraz patrzyła na dyrektora ze zdumieniem i podziwem wymalowanym na twarzy. Profesor widząc to uśmiechnął się.
- Jestem pewny, że wiesz jak masz się tam zachowywać. Masz bardzo... jakby to określić... wybuchowy charakter. Musisz go przy Voldemorcie i Śmierciożercach opanować. - pouczał ją.
   Na ten komentarz Sophi prychnęła cicho pod nosem. Nikt nie będzie w jej obecności jej obrażał albo wytykał jej wady.
- Dobrze, dobrze. Już nie będę. - uśmiechnął się żeby ją uspokoić - Kolejna sprawa. Nazywasz się Sophie Annabel Moore... Od tej chwili jesteś Valerine Vivianne Castain. Jesteś francuską, a twoją panią jest Florence. Jesteś Krwioczyńcą.
   Na te stwierdzenie Sophi, a może Valerine mimowolnie się skrzywiła. Dla niej bycie Krwioczyńcą to obraza. Jednak co miała zrobić sama się na to pisała. Od teraz będzie musiała udawać kogoś kim nie jest. I do tego będą wszyscy się do niej zwracać Valerine. Co za głupie imię, pomyślała.
- To wszystko? Już na dzisiaj mam dość niespodzianek. - podniosła się z krzesła i zanim dyrektor coś powiedział dodała - Tak. Wiem. Sama się na to pisałam.
- Jest jeszcze jednak sprawa. - dodał ostrożnie - Musisz ściąć i przefarbować włosy.
   Sophie momentalnie zbladła. Choć w jej wykonaniu na wiele to się nie zdało bo zawsze była nienaturalnie blada. Spojrzała na Dumbledore'a z niedowierzaniem, a potem na swoje długie do pasa kasztanowe włosy. Zawsze uważała, że włosy to jej jedyny atut. Wiedziała, że to kiedyś się stanie. Była bardzo dziwna. Dla niej ważniejsze były włosy niż własne życie lub to, że będzie musiała mieszkać wśród Śmierciożerców. Westchnęła z zrezygnowania i zażenowania.
- Dobre... Ale jak teraz będę wyglądać? - zapytała delikatnie bojąc się odpowiedzi.
   Dyrektor uśmiechnął się pokrzepiająco i machnął różdżką. Duża garść włosów opadła na podłogę. Sophi podeszła do lustra. Jej twarz wykrzywiła się przez chwilę w grymasie jednak później uśmiechnęła się do swojego odbicia. Jej twarz okalały lekko faliste do pasa blond włosy. Sama przed sobą musiała przyznać, że Dumbledore wie co robi. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła.
- Może być. Jakoś przeżyję. Coś jeszcze?
   Profesor wstał ze swojego miękkiego fotela. Jego długa broda falowała z każdym jego krokiem. Po chwili wyciągnął różdżkę i jednym jej machnięciem wyczarował czerwoną pelerynę. Podszedł do niej i narzucił ją delikatnie na jej ramiona.
- Powodzenia Valerine.


* Mutarpus - łac. Mutation - zmiana; łac. Corpus - ciało; wymyślona przeze mnie nazwa. To jest coś takiego jak okres dojrzewania tylko, że u czarodzieji. U niektórych osób są minimalne zmiany,a u innych duże tak jak na przykład u bohaterki tego opowiadania. Jej skutkami są min. szybki wzrost, zmiana twarzy, oczu, a także czasem koloru oczu i włosów.

środa, 30 kwietnia 2014

Prolog

                                                                                        "Chcę biec, lecieć, bić skrzydłami tak mocno, aby nie słyszeć niczego poza łomotem własnego serca."
Prolog pisany przy piosence:
Ed Sheeran - I See Fire

   Wybiła północ. Całę niebo było zasiane milionami gwiazd, które teraz były zasłonięte ciemnymi chmurami. Ze środka lasu skąpanego w blasku księżyca patrzyła na ten widok szczupła osóbka. Biegiem przedzierała się ona przez gęste krzaki co chwila spoglądając za siebie. Jej długa, sięgająca kostek peleryna łopotała jak skrzydła wielkiego czerwonego feniksa. Czerwony kaptur spadł jej z głowy ukazując piękne blond włosy. Jednak ona się tym nie przejęła. Jej przerażenie i niepokój rosłoy coraz bardziej kiedy uświadomiła sobie, że jest już za późno....
Za późno na ratunek....
Słyszała ciężkie kroki biegnące za nią. Właśnie wtedy zastanawiała się czy było warto.
Czy było wart udawać kogoś kim się nie jest...?
Jej odpowiedź brzmi: tak.
Mimo wielu cierpień i przykrości czuła, że to był dobry wybór. Chociażby tylko dla tych skradzionych przez niego pocałunków i chwil spędzonych razem. Teraz czuła, że jest gotowa. Gotowa na zielony płomień, który zaraz wystrzeli w jej stronę pozostawiając po niej tylko ciało.
Wspomnienia odejdą razem z nią...